Śladami prozy M. Prousta Drukuj
Wpisany przez administrator   
niedziela, 15 czerwca 2014 18:16

Niebo
Gdy wyszedłem na taras swego domu, słońce chyliło się ku horyzontowi, żegnając się z drzewami i zieloną, świeżo skoszoną trawą. Po chwili nie było już ani jednego śladu promieni słonecznych, które złociły budynki i asfaltowe drogi, dodając im królewskiego dostojeństwa.
Teraz moim oczom ukazało się czyste niebo koloru bladoniebieskiego, zaś na jego dolnej części, oddzielając sferę ziemską od wiecznie nieosiągalnych przestworzy, wisiały delikatnie w powietrzu puchate obłoczki w kolorze pudrowego różu. Przypominały bardziej ukochaną przez zarówno dzieci, jak i starszych słodką, cukrową watę aniżeli wytwór ze skondensowanej pary wodnej.
Nikogo nie było w pobliżu – tylko Ja i niebo ubrane w bladości i róże…tak niewinne i kruche. Wydawałoby się, że byle głębszy oddech jest w stanie obudzić to nieistniejące niemowlę, delikatniejsze od tego ludzkiego.
Nagle w mym sercu zrodziło się uczucie – powinienem rzec, „odrodziło”, ponieważ było mi ono dobrze znane. Spoczywało na dnie mego serca, cicho skrywając swoją obecność. Strach, iż mogę za pomocą delikatnego podmuchu powietrza bądź dotknięcia zniszczyć tę harmonię i spokój. W otchłaniach pamięci pojawił się obraz przedstawiający mojego kilkudniowego wówczas synka. Maleństwo, zdrowo zaróżowione i ciepłe, leciutko chrapało w mych silnych ramionach. Pamiętam doskonale drżenie rąk podczas usypiana dziecka – chęć zapewnienia mu bezpieczeństwa i miłości ojcowskiej z mojej strony. Nieskończone pokłady wdzięczności i szczęścia wypływały potokiem z mego serca, próbując przemówić do kruszyny w mych rękach. Każdy skrawek tego letniego nieba przypominał mi mego syna w czasach niemowlęcych.
Choć teraz on sam ma swoją własną rodzinę, a ja ledwie trzymam się na własnych, niedołężnych nogach – wciąż powracam pamięcią do tych ciepłych uczuć wyrytych na każdym fragmencie serca i duszy. Zwłaszcza, że znajdują się pod tym samym niebem.



Gabriela  Grata, 2a